sty 07 2016

Wielkie Obrażanie...


Komentarze: 0

Życie cza­sami by­wa trud­ne i smut­ne, roz­cza­rowujące i de­moty­wujące. Ta­ki jest świat, z którym mie­rzy­my się każde­go dnia, mi­mo że tak bar­dzo nie chce­my. Wszys­tko wokół przytłacza, czar­na, sza­ra, wyb­lakła rzeczy­wis­tość stoi obok nas, ra­mię w ra­mię ra­zem z nią kroczy­my. To sa­mo miej­sce, ta sa­ma przeb­rzydła już nam zu­pa na obiad, iden­tyczne od­pychające od­bi­cie w lus­trze, na które tak bar­dzo nie chce się już pat­rzeć, dzieci tak sa­mo wrzeszczące, rodzi­ce tak sa­mo zmęcze­ni, ko­leżan­ki tak sa­mo ma­rudzące. No cóż, cóż to za żywot ob­mierzły…?
Słaby ten świat, niedob­re nas­tro­je nas otaczają, zło czy­ha i krąży, ludzie tak sa­mo brzyd­cy. I jeszcze w do­dat­ku… W do­dat­ku ob­rażeni i ob­rażal­scy się niebez­pie­cznie do nas zbliżają.
Ob­rażal­ski jest całkiem niepo­zor­ny. Prze­ciętne oczy, prze­ciętny nos, prze­ciętne us­ta, prze­ciętne włosy, zad­ba­ny i nie aż tak brzyd­ki. Przychodzi, pod­chodzi i ład­nie zaczy­na roz­ma­wiać. Przez większość cza­su ma nie­wzruszo­ny wy­raz twarzy, lek­ko obojętny, co ja­kiś czas można dos­trzec przebłys­ki ja­kiegoś bliżej nieok­reślo­nego gry­masu. Roz­mo­wa ja­koś płynie, ob­rażal­ski wzbudza na­wet jakąś niebez­pie­czną sym­pa­tię, jakąś nadzieję, że może zna­lazło się brat­nią duszę. Brat­nią duszę, z którą, gdy jest smut­no, chodzić się będzie na og­romny ka­wałek cias­ta, z którą będzie się jeździć na wiel­kie podróże dookoła świata, zwie­rzać się z prob­lemów związa­nych z nies­ta­bil­ny­mi sta­nami emoc­jo­nal­ny­mi, z którą będzie się ob­ga­dywać tych wszys­tkich niemądrych współple­mieńców, z którą będzie się biegać po kwiecis­tej łące, bo ona i tak prze­cież to wszys­tko zro­zumie. Nag­le idyl­liczne wyob­rażenia, prze­rywa właśnie ta nasza duszyczka, bo jej twarz, niczym po wy­piciu so­ku z cyt­ry­ny, za­mieniła się w je­den og­romny gry­mas, us­ta zwęziły się do pra­wie niewidzial­nej kres­ki, oczy przeis­toczyły się w dwie szpar­ki. Nikt nie wie o co chodzi, a kiedy py­ta się bied­ne­go rozmówcy, czy coś się stało, on nie­wzruszo­ny stoi i nic nie mówi. Stoi, przes­ka­kuje so­bie z no­gi na nogę, pat­rzy zmrużony­mi ocza­mi w naszą niewinną twarz, a my się zas­ta­nawiamy, co poszło nie tak, co nies­to­sow­ne­go zno­wu wy­paro­waliśmy w naj­mniej od­po­wied­nim mo­men­cie i z tru­dem pow­strzy­muje­my łzy. Co­raz bar­dziej zde­ner­wo­wani na sa­mych siebie, przek­li­namy zmar­no­waną szansę na długie la­ta przy­jaźni, des­pe­rac­ko próbu­jemy do­wie­dzieć się, co się stało. A nasz rozmówca mil­czący, ze stra­pioną miną stoi jak zaklęty i w tym właśnie mo­men­cie do głowy przychodzi pew­na myśl… A co, co jeśli się ob­ra­ził? W ko­lej­nych mi­nutach nasz rozmówca co­raz bar­dziej ut­wier­dza nas w prze­kona­niu, że właśnie tra­filiśmy na ob­rażal­skiego. Więc czas zos­ta­wić ob­rażone­go i mknąć, uciekać, ile sił w no­gach, bo ob­rażony tak stać będzie do końca swych dni. Założy rączki na chu­dej pier­si, po­pat­rzy w podłogę i będzie cze­kał, aż kto­kol­wiek przybędzie i zacznie błagać go na zmęczo­nych ko­lanach o prze­bacze­nie. Wte­dy może ob­rażal­ski roz­waży wa­run­ki po­koju…
Ob­rażal­scy tu­pią nóżka­mi w podłogę, od­wra­cają główki, cho­wają, zbierają i przecho­wują cenną urazę. Ob­rażal­scy zat­ru­wają po­mie­szcze­nia, w których się znaj­dują i ut­ra­pione umysły współto­warzyszy. Liczą w myślach se­kun­dy, które minęły od Wiel­kiego Ob­rażenia, cho­ciaż już wiedzą, że Wiel­kie Prze­bacze­nie już nig­dy nie nastąpi. Cho­wają ut­ra­pione twarze w dłoniach i z tru­dem siadają na naj­bliższym krześle, pod­su­wanym przez up­rzej­mych i już tak bar­dzo obojętnych przy­jaciół. Siadają i oglądają z zaz­drością, jak in­ni pot­ra­fią się ba­wić. Piękni, nieob­rażeni przez ni­kogo.
Ob­rażal­skim życie przepływa przez pal­ce. Stoją z tyłu ob­rażeni z założony­mi ręka­mi, za­pat­rze­ni w swoją ob­rażal­skość, w swój pełen trud­ności i prob­lemów żywot ob­rażal­skich. Stoją tak i pat­rzą pełny­mi pre­ten­sji oczka­mi na głupiut­kich i bez­nadziej­nych to­warzyszy niedo­li ludzkości.
Tyl­ko prze­cież, prze­cież to tyl­ko oni zos­tają w ty­le, ob­rażeni na cały świat, zam­knięci w swoich przy­cias­nych główkach. Tyl­ko prze­cież, prze­cież to in­nych nie ob­chodzi. Bo to nie ich spra­wa, bo prze­cież, prze­cież to nie ich prob­lem. Bo ni­by dlacze­go miałby być ich? Ob­rażal­skość to je­dynie prob­lem ob­rażal­skich. Bo co jeśli po­wiem, po­wiem, że nikt na ob­rażal­skość ob­rażal­skich uwa­gi nie zwra­ca…?

carrie   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz