Eee... no niech...
Komentarze: 0
Jestem coraz bliżej zaszronionych okien, zasypanego śniegiem podwórka, drzwi, które radosnym zgrzytnięciem klucza w zamku zapowiadają moje przybycie. Jestem bliżej kropelek wody obmywających moje ciało po długiej podróży, pary wydobywajacej się z kubka obejmowanego dłońmi chłodnymi nawet latem, pomrukiwania kota ocierającego się o Twoje nogi, gdy zerkasz na mnie ukradkiem. Znam to spojrzenie. Nieśmiałe iskierki próbujące ukryć się przed światem. Dotykasz mnie nimi. Zrywasz ze mnie wszystkie maski, którym pozwoliłam zadomowić się na mojej twarzy. Uśmiechasz się nieśmiało po czym znikasz bez słowa tak samo jak się pojawiłeś...
… Sadzam Cię zatem na krześle stworzonym przez wyobraźnię na odległość stolika od moich oczu. Zawsze lubiłam zachowywać dystans, żeby móc odejść bez zbędnych tłumaczeń, gdy spotkanie nie pójdzie po mojej myśli. A teraz to Ty jesteś myślą, pierwszą i ostatnią, chwilą zawahania na początku i radosnym figlem przed umiejętnie zaplanowanym końcem. Mawiasz, że w życiu nie można idealnie zaplanować wszystkiego. Pozwolisz jednak, że na chwilę wymarzę z pamięci to zdanie, dla własnego dobra. Wykreowałam w swojej wyobraźni każdą sekundę naszego spotkania. Krok za krokiem. Słowo za słowem. A Ty na przekór wszystkiemu delikatnie dotykasz moich ust. Jednak miałeś rację, tego nie zaplanowałam. Bańka mydlana pęka. A Ty stoisz o krok ode mnie ze spojrzeniem pytającym o pozwolenie na przekroczenie granicy, którą wyznaczyliśmy sobie sami...
Dodaj komentarz