Lęk...
Komentarze: 0
Żyjesz koło kogoś bardzo długo i nie masz pojęcia, że ta osoba ma w swoim wnętrzu pierwiastek, który jest kompatybilny z częścią Ciebie. Pewnego dnia okazuje się, że do oglądania rzeczywistości, a przynajmniej jej części, zakłada takie same okulary co Ty. Prowadzisz z nią miliony filozoficznych rozmów, czujesz jej wewnętrzny ból istnienia. Z każdą rozmową widzisz w niej coraz bardziej odbicie swoich przemyśleń. Rozwodzicie się nad brakiem sprawiedliwości, pięknem świata i dzieł rąk ludzkich. Próbujecie znaleźć receptę na szczęście, ścieżkę, którą można by podążać. Aż pewnego dnia ta wspaniała osoba o wrażliwości, której przeciętny człowiek nigdy nawet nie będzie wstanie musnąć, nigdy nie będzie wstanie doświadczyć, a nawet zrozumieć. Ta wspaniała osoba, która nawet nie jest Twoim przyjacielem, zostaje wrzucona na tak ciemną ścieżkę, że nie widzi jasności, a Ty stoisz osłupiały i kompletnie nie masz pojęcia gdzie iść. Bo przecież iść za nią nie możesz, a kroczenie obok daje tyle co nakarmienie głodnego plakatem z truskawkami. I uderza Cię to, że to mogłeś być Ty, naprawdę Ty. Choć za chwilę o tym zapomnisz i po prostu pójdziesz dalej, w tym momencie wiesz, że to wszystko dzieje się naprawdę, że jutro Ty możesz dostać kilogramy nie do udźwignięcia obciążające Twój własny, prywatny krzyż. Cóż pozostaje...nadzieja i modlitwa! I nauczenie się wreszcie kroczenia słoneczną stroną życia.
Dodaj komentarz