Wszystko w jednym słowie...
Komentarze: 0
Kiedy wychodziłam za niego za mąż, doprawdy, kochałam tylko jego. A teraz on wymaga, żebym kochała także jego guziki, oczywiście te oderwane! I dolegliwości żołądka! I drugie śniadania, o których szykowaniu zawsze zapominam zupełnie niechcący! Wczoraj przyszedł do mnie z guzikiem od marynarki. Guzik miał w ręku, rozumiesz? I ja mu powiedziałam, żeby poszedł do babuni. I się wściekł. Mówi, że on nie ożenił się z babunią, tylko ze mną! Że to chyba rzeczywiście była pomyłka, bo babunia bardziej dba o niego niż ja! Że on też ma ambicję, i nie będzie latał z byle guzikiem do babuni wtedy, kiedy ja mogłabym przyszyć ten guzik bez żadnego gadania! Najgorsze jest to, że ma rację. Kiedy się wychodzi za mąż, trzeba kochać guziki swego męża i jego żołądek. Z całą pewnością - trzeba! I ja na pewno kochałabym to wszystko, gdybym nie pokręciła zaraz na początku. A ja pokręciłam, bo jak się ma dziewiętnaście lat, to człowiek nie myśli o guzikach i żołądku, bo wcale nie wie, że to się mieści pod jednym słowem - miłość.
Dodaj komentarz