Archiwum styczeń 2016, strona 2


sty 07 2016 Boję się...
Komentarze (0)

Boję się jut­ra. Boję się, że nie będę wys­tar­czająco mądra, wys­tar­czająco za­baw­na, wys­tar­czająco ład­na. Po pros­tu nie wys­tar­czająco dob­ra. Boję się po­pełnionych błędów, a jeszcze bar­dziej niewy­korzys­ta­nych szans. Dnia, w którym oprócz dostępu do sieci zab­raknie cze­goś znacznie is­totniej­sze­go. Boję się myśli do­tyczących przyszłości, i te­go kim się stanę. Jaką rolę odeg­ram w życiu in­nych ludzi i czy sposób w ja­kim po­kieruję swoim włas­nym będzie miał znacze­nie. Czy okaże się być słusznym? Boję się za­pom­nienia i te­go, że ja za­pomnę. Roz­sta­nia, śmier­ci i pająków. Tęskno­ty za dzieciństwem, które niosło za sobą dy­lemat - co­la, czy pep­si, - wie­czo­ryn­ka, czy pod­cho­dy. Boję się te­go, że nie będę pot­ra­fiła prze­baczyć. Bo­je się roz­cza­rowa­nia wy­nikające­go z niemożności podjęcia ja­kichkol­wiek działań. Boję się te­lefo­nu o 3 nad ra­nem, i te­go co mógłby po­wie­dzieć mi prze­rażony głos po dru­giej stro­nie słuchaw­ki. Boję się sa­mot­ności i wszecho­bec­nej pus­tki, którą w kon­sekwen­cji niesie za sobą miłość. Boję się stać w miej­scu. Boję się stra­ty osób mi naj­bliższych, dla których nieg­dyś war­to było próbo­wać. Boję się te­go, że stanę się naj­większym wro­giem dla siebie sa­mej. Również te­go, że nie będzie mi da­ne kiedyś spoj­rzeć na życie przez pryz­mat cza­su, czy też doświad­cze­nia, z bla­dym uśmie­chem tlącym się w kąci­kach ust. Boję się, że nie będę ro­bić te­go, co spra­wia mi w życiu naj­większą przy­jem­ność. I te­go, że gdzieś w tym wyści­gu szczurów stracę życiowe am­bicje, a w tej nieus­tannej po­goni, i dążeniu do by­cia ' kimś' zgu­bię to, co naj­cenniej­sze. Siebie.

carrie   
sty 07 2016 Jest wariatką...
Komentarze (0)

bo potrafi rozmawiać o uczuciach, bo się tego nie boi, bo się nie wstydzi. Jest wariatką, bo operuje słowami zbyt urozmaiconymi, intuicyjnie dostosowując je do potrzeb i okoliczności. Są zbyt dokładne i przesadnie przepełnione emocjami, słabo trzymane na wodzy, powodują dookoła niepokój i zamęt. Jest szalona, niedojrzała, bo "od stóp do głów" pełna czułości - zawsze ma jej pod dostatkiem i przede wszystkim to nią się kieruje - a jak to tak, w dzisiejszym świecie, na co jej tyle? W miłości doskonale można sobie bez niej radzić. Nie rozumie tego, ale godzi się, bo kocha i skrzydła przecież już jakieś ma? No ma... Więc nic więcej nie potrzeba. Czułość ukryje, schowa, od miłości jakoś oddzieli i nie pozwoli, by się od niej kręciło w sercu. Może nawet pójdzie o krok dalej - na zawsze zamknie ją w czterech ścianach - w tym pokoju bez adresu, razem z milczeniem. Z pewnością zrobią na sobie kapitalne wrażenie. Czułość jest inteligentna, będzie wiedziała jak sobie poradzić bez niej. A ona? Jest przecież... wariatką.
Zbyt często bije się z myślami, okopana na pozycjach obronnych, chowa oczy za grzywką i przełyka wielką, gorzką kulę. Nie, wcale nie tę samą, za każdym razem inną, od ściany świeżo odbitą.
Nie pamięta, kiedy i gdzie wywietrzała z głowy reszta "normalności". Jedna krótka chwila, jedna krótka piłka, gorszy dzień... Mogła być tylko wariatką - teraz jest jeszcze smutasem. Wpatrując się w adresy Ośrodków Adopcyjnych dla Czułości, siedzi przed malowanymi wrotami...

carrie   
sty 07 2016 Momenty w moim życiu...
Komentarze (0)

Naj­lep­sze mo­men­ty w moim życiu to przechodze­nie z jed­ne­go świata w dru­gi - po­między nocą a dniem, sta­nem świado­mości i za­pada­niem w sen kiedy jeszcze słyszę krop­le deszczu uderzające de­likat­nie w ok­no.. A kiedy ra­no się budzę widzę słońce uśmie­chające się do mnie, jest bla­de, ale zaw­sze przy­pomi­na mi o tym, że war­to żyć na­wet jeśli cza­sem przychodzą wichu­ry i burze; jed­nak ono zaw­sze gdzieś tam jest, ja krążę wokół niego i zno­wu je zo­baczę - to dla­tego kiedy widzę jakąś przeszkodę na mo­jej drodze pot­ra­fię się uśmie­chnąć do siebie i po­wie­dzieć `dasz radę, za którymś z ko­lei ro­giem będzie cze­kało na ciebie szczęście`. Żyję dla chwil, w których od­dycham pełną pier­sią i jes­tem dum­na, że coś mi się udało..

carrie   
sty 07 2016 Na wesoło...
Komentarze (0)

Wlazł kotek na płotek i siedzi – i patrzy, co robią sąsiedzi, choć większa to byłaby gratka zobaczyć, co robi sąsiadka . On wie, że podglądać – nieładnie, że jak się wychyli, to spadnie i chociaż na łapy kot spada, niedobrze jest spaść na sąsiada … Ach, gdyby tak móc wejść do środka, gdzie śliczna przeciąga się kotka, gdzie myje co trzeba i czesze, ku swojej i jego uciesze … Podano mu mleczko na spodku, ktoś szepnął: – Masz, napij się, kotku. A kotek z pewnością odpowie, że teraz nie mleko mu w głowie. Tuż obok za szybę przy płocie marzenia wędrują dziś kocie, tak blisko futerko ponętne – a okno niestety zamknięte. Nasz kocur to znosi pogodnie, choć niezbyt na płocie wygodnie: tu kłuje, tu sęk jakiś gniecie – czy nie ma miejsc lepszych na świecie ? I tylko to kota pociesza, że takich jak on – cała rzesza, a ludzie – jak dobrze to wiemy, też mają podobne problemy

carrie   
sty 07 2016 Czerwone wino...
Komentarze (0)

Mam niez­wykłą słabość do czer­wo­nego wi­na... nie dla te­go, że lu­bię pić, pop­rostu po­doba mi sie ta przy­goda z nim związa­na – naj­pierw in­te­resujące poszu­kiwa­nia i niez­wykła po­wie­działbym na­wet niepow­tarzal­na, ale miła sztu­ka wy­boru. To troche jak  ko­bieta. Może przy­kuć uwagę cieka­wym "opa­kowa­niem", zain­try­gować efek­towną na­lepką lub sku­sić męską próżność wizją zdo­bycia łupu z w...yso­kiej półki. Jed­nakże pod­czas de­gus­tacji zdarza się, że jest, de­likat­nie cier­pkie, gorzkie, al­bo co gor­sze ba­nal­ne i bez­sma­kowe, aż szko­da ry­zyko­wać ka­cem na dru­gi dzień. Zdarza się też iż nie spra­wia niemalże żad­ne­go wrażenia, stoi so­bie tak skrom­nie, pośród in­nych z po­zoru tak nor­malnie prze­ciętnych i tyl­ko ja­kiś cud spra­wia, że ktoś w da­nym mo­men­cie po nie sięga. Po czym nieo­cze­kiwa­nie od­kry­je smak ak­sa­mit­ny, głębo­ki i bo­gaty, i ma ucztę ra­dosną, której się nie spodziewał... ach te czer­wo­ne wi­na.

carrie   
sty 07 2016 Minuty.
Komentarze (0)

Ta­kie dziw­ne te re­lac­je, w ta­kim za­gubionym cza­sie, w za­biega­niu i zat­ra­ceniu, z chwi­lami wyr­wa­nymi z życiory­su, z po­win­ności, z ru­tyny, by odet­chnąć, by ob­darzyć się uśmie­chem. Chwi­le na od­dech tak cen­ne, tak rzad­kie. Tak pot­rzeb­ne.W za­biega­niu... mi­jamy się. Uciekają nam, mi­nuty, godzi­ny, twarze. Ta­kie cen­ne, ta­kie ulot­ne, zwiew­ne, na­wet nie spos­trzeżesz, kiedy już przes­taną być two­je. Tak szyb­ko, tak łat­wo, tak... cicho, bez­bo­leśnie. W zat­ra­ceniu, w pośpie­chu, gu­bimy to co ważne, do­kumen­ty, klucze, por­tfe­le, przy­jaźnie. Na­wet nie zauważamy, jak wy­padają nam z kie­sze­ni. Kie­sze­ni wyp­cha­nymi czymś in­nym, śmie­szny­mi obo­wiązka­mi, nieważny­mi już obiet­ni­cami. Słowa­mi, które daw­no już stra­ciły na war­tości. Których ter­min ważności wy­gasł, których miej­sce zajął strach, lęk o sa­mego siebie. O to, co się sta­nie. O to, co ma przyjść.

carrie   
sty 07 2016 Wielkie Obrażanie...
Komentarze (0)

Życie cza­sami by­wa trud­ne i smut­ne, roz­cza­rowujące i de­moty­wujące. Ta­ki jest świat, z którym mie­rzy­my się każde­go dnia, mi­mo że tak bar­dzo nie chce­my. Wszys­tko wokół przytłacza, czar­na, sza­ra, wyb­lakła rzeczy­wis­tość stoi obok nas, ra­mię w ra­mię ra­zem z nią kroczy­my. To sa­mo miej­sce, ta sa­ma przeb­rzydła już nam zu­pa na obiad, iden­tyczne od­pychające od­bi­cie w lus­trze, na które tak bar­dzo nie chce się już pat­rzeć, dzieci tak sa­mo wrzeszczące, rodzi­ce tak sa­mo zmęcze­ni, ko­leżan­ki tak sa­mo ma­rudzące. No cóż, cóż to za żywot ob­mierzły…?
Słaby ten świat, niedob­re nas­tro­je nas otaczają, zło czy­ha i krąży, ludzie tak sa­mo brzyd­cy. I jeszcze w do­dat­ku… W do­dat­ku ob­rażeni i ob­rażal­scy się niebez­pie­cznie do nas zbliżają.
Ob­rażal­ski jest całkiem niepo­zor­ny. Prze­ciętne oczy, prze­ciętny nos, prze­ciętne us­ta, prze­ciętne włosy, zad­ba­ny i nie aż tak brzyd­ki. Przychodzi, pod­chodzi i ład­nie zaczy­na roz­ma­wiać. Przez większość cza­su ma nie­wzruszo­ny wy­raz twarzy, lek­ko obojętny, co ja­kiś czas można dos­trzec przebłys­ki ja­kiegoś bliżej nieok­reślo­nego gry­masu. Roz­mo­wa ja­koś płynie, ob­rażal­ski wzbudza na­wet jakąś niebez­pie­czną sym­pa­tię, jakąś nadzieję, że może zna­lazło się brat­nią duszę. Brat­nią duszę, z którą, gdy jest smut­no, chodzić się będzie na og­romny ka­wałek cias­ta, z którą będzie się jeździć na wiel­kie podróże dookoła świata, zwie­rzać się z prob­lemów związa­nych z nies­ta­bil­ny­mi sta­nami emoc­jo­nal­ny­mi, z którą będzie się ob­ga­dywać tych wszys­tkich niemądrych współple­mieńców, z którą będzie się biegać po kwiecis­tej łące, bo ona i tak prze­cież to wszys­tko zro­zumie. Nag­le idyl­liczne wyob­rażenia, prze­rywa właśnie ta nasza duszyczka, bo jej twarz, niczym po wy­piciu so­ku z cyt­ry­ny, za­mieniła się w je­den og­romny gry­mas, us­ta zwęziły się do pra­wie niewidzial­nej kres­ki, oczy przeis­toczyły się w dwie szpar­ki. Nikt nie wie o co chodzi, a kiedy py­ta się bied­ne­go rozmówcy, czy coś się stało, on nie­wzruszo­ny stoi i nic nie mówi. Stoi, przes­ka­kuje so­bie z no­gi na nogę, pat­rzy zmrużony­mi ocza­mi w naszą niewinną twarz, a my się zas­ta­nawiamy, co poszło nie tak, co nies­to­sow­ne­go zno­wu wy­paro­waliśmy w naj­mniej od­po­wied­nim mo­men­cie i z tru­dem pow­strzy­muje­my łzy. Co­raz bar­dziej zde­ner­wo­wani na sa­mych siebie, przek­li­namy zmar­no­waną szansę na długie la­ta przy­jaźni, des­pe­rac­ko próbu­jemy do­wie­dzieć się, co się stało. A nasz rozmówca mil­czący, ze stra­pioną miną stoi jak zaklęty i w tym właśnie mo­men­cie do głowy przychodzi pew­na myśl… A co, co jeśli się ob­ra­ził? W ko­lej­nych mi­nutach nasz rozmówca co­raz bar­dziej ut­wier­dza nas w prze­kona­niu, że właśnie tra­filiśmy na ob­rażal­skiego. Więc czas zos­ta­wić ob­rażone­go i mknąć, uciekać, ile sił w no­gach, bo ob­rażony tak stać będzie do końca swych dni. Założy rączki na chu­dej pier­si, po­pat­rzy w podłogę i będzie cze­kał, aż kto­kol­wiek przybędzie i zacznie błagać go na zmęczo­nych ko­lanach o prze­bacze­nie. Wte­dy może ob­rażal­ski roz­waży wa­run­ki po­koju…
Ob­rażal­scy tu­pią nóżka­mi w podłogę, od­wra­cają główki, cho­wają, zbierają i przecho­wują cenną urazę. Ob­rażal­scy zat­ru­wają po­mie­szcze­nia, w których się znaj­dują i ut­ra­pione umysły współto­warzyszy. Liczą w myślach se­kun­dy, które minęły od Wiel­kiego Ob­rażenia, cho­ciaż już wiedzą, że Wiel­kie Prze­bacze­nie już nig­dy nie nastąpi. Cho­wają ut­ra­pione twarze w dłoniach i z tru­dem siadają na naj­bliższym krześle, pod­su­wanym przez up­rzej­mych i już tak bar­dzo obojętnych przy­jaciół. Siadają i oglądają z zaz­drością, jak in­ni pot­ra­fią się ba­wić. Piękni, nieob­rażeni przez ni­kogo.
Ob­rażal­skim życie przepływa przez pal­ce. Stoją z tyłu ob­rażeni z założony­mi ręka­mi, za­pat­rze­ni w swoją ob­rażal­skość, w swój pełen trud­ności i prob­lemów żywot ob­rażal­skich. Stoją tak i pat­rzą pełny­mi pre­ten­sji oczka­mi na głupiut­kich i bez­nadziej­nych to­warzyszy niedo­li ludzkości.
Tyl­ko prze­cież, prze­cież to tyl­ko oni zos­tają w ty­le, ob­rażeni na cały świat, zam­knięci w swoich przy­cias­nych główkach. Tyl­ko prze­cież, prze­cież to in­nych nie ob­chodzi. Bo to nie ich spra­wa, bo prze­cież, prze­cież to nie ich prob­lem. Bo ni­by dlacze­go miałby być ich? Ob­rażal­skość to je­dynie prob­lem ob­rażal­skich. Bo co jeśli po­wiem, po­wiem, że nikt na ob­rażal­skość ob­rażal­skich uwa­gi nie zwra­ca…?

carrie   
sty 07 2016 Letni czas...
Komentarze (0)

Bo z czym in­nym ko­jarzy nam się la­to jeśli nie z wi­dokiem chylące­go się ku upad­ko­wi słońca ma­jaczące­go na ho­ryzon­cie kreślo­nym przez jeszcze błękit­ne niebo i złocis­ty łan zboża? Oraz z tym za­pachem, który po­zos­ta­je i to­warzyszy nam na­dal tuż przed snem? Bo z czym in­nym ko­jarzą się wa­kac­je, jak nie z tym, że można podzi­wiać ten wi­dok codzien­nie, nie spiesząc się, nie mar­twiąc o lep­sze jut­ro? Słońce również się nie spie­szy. Zwle­ka jak najdłużej, aby pożeg­nać dzień. La­tem noc jest krótsza, gdyż cała przy­roda rwie się do życia i nie po­siada aż ty­le sil­nej wo­li, aby cze­kać dłużej na chwilę, gdy na­dej­dzie brzask.

carrie   
sty 07 2016 Wszystko w jednym słowie...
Komentarze (0)

Kiedy wychodziłam za niego za mąż, dop­rawdy, kochałam tyl­ko je­go. A te­raz on wy­maga, żebym kochała także je­go gu­ziki, oczy­wiście te oder­wa­ne! I do­leg­li­wości żołądka! I dru­gie śniada­nia, o których szy­kowa­niu zaw­sze za­pomi­nam zu­pełnie nie­chcący! Wczo­raj przyszedł do mnie z gu­zikiem od ma­rynar­ki. Gu­zik miał w ręku, ro­zumiesz? I ja mu po­wie­działam, żeby poszedł do ba­buni. I się wściekł. Mówi, że on nie ożenił się z ba­bunią, tyl­ko ze mną! Że to chy­ba rzeczy­wiście była po­myłka, bo ba­bunia bar­dziej dba o niego niż ja! Że on też ma am­bicję, i nie będzie la­tał z by­le gu­zikiem do ba­buni wte­dy, kiedy ja mogłabym przyszyć ten gu­zik bez żad­ne­go ga­dania! Naj­gor­sze jest to, że ma rację. Kiedy się wychodzi za mąż, trze­ba kochać gu­ziki swe­go męża i je­go żołądek. Z całą pew­nością - trze­ba! I ja na pew­no kochałabym to wszys­tko, gdy­bym nie pokręciła za­raz na początku. A ja pokręciłam, bo jak się ma dziewiętnaście lat, to człowiek nie myśli o gu­zikach i żołądku, bo wca­le nie wie, że to się mieści pod jed­nym słowem - miłość.

carrie   
sty 07 2016 Nie cof­niesz ki­jem Wisły...
Komentarze (0)

 

Os­tatnio często zdarza mi się to pow­tarzać. Nie zmienię świata, nie zmieniając ludzi. Nie stanę na naj­wyższym szczy­cie i nie wyk­rzyczę pat­rzcie co ro­bicie! To wszys­tko co dzieje się na moich oczach czy­ni mnie niemym świad­kiem. Czy­ni mnie współwinną. Bo siedzę tu­taj i piszę nie, nie mogę te­go zro­bić, to nie jest w mo­jej mo­cy. A więc co jest? Dzi­siaj po­jełam coś, co wie­działam już od daw­na. Muszę mówić tak długo, aż ktoś mnie nie uciszy. Muszę wziąść ten kij i ... nie, nic na siłę. Wbi­je go w dno rze­ki, tak aby nig­dy nie poszedł z jej prądem. Ty będziesz się śmiał, bo prze­ciez kij sie nie po­rusza, stoi w miej­scu. Jed­nak mi­nie trochę cza­su, a rze­ka sa­ma wycho­duje so­bie wro­ga. Bo z ki­ja zro­bia się bel­ki, z be­lek most. A na moście sta­niemy my, którzy nie popłynęliśmy z prądem i będziemy pat­rzeć jak zni­kacie za ho­ryzon­tem. Wte­dy świat będzie w naszych re­kach. Nie zmieni­my go, ale my będziemy in­ni.

carrie   
sty 07 2016 Od­dycham i cza­sem czuję, że to już...
Komentarze (0)

Cza­sami chciałabym żeby ludzie uważali mnie za chorą psychicznie osobę. Mogłabym wte­dy płakać, krzyczeć, stroić fochy za­mykając się w swoich czte­rech ścianach przek­li­nając życie bez oba­wy że na­ruszy to moją dobrą opi­nię. Ko­go bo­wiem zdzi­wiłoby ta­kie zacho­wanie sko­ro jes­tem wa­riatką ? Mam już do­syć tłumienia w so­bie tych ciężkich myśli, bu­zujących we mnie emocji.

carrie   
sty 07 2016 I tak sobie myślę...
Komentarze (0)

Im dłużej żyje na tym Świecie...
...tym bar­dziej zaczy­nają mnie drażnić ludzie..
Swą nieu­czci­wością, egoiz­mem, zawiścią
...co­raz ciężej jest mi zro­zumiec ich zachowanie...

carrie   
sty 07 2016 Jestem złośnicą!
Komentarze (0)

Gdy ktoś mnie zra­ni - pluję jadem.
Jes­tem jak żmi­ja, co się wśliz­gu­je pod nogawkę.
Jes­tem tru­cizną, którą wsy­puję Ci do herbaty.
Możesz mi zaufać - w pot­rze­bie zaw­sze doradzę,
ale gdy wy­pomi­nam, to wszys­tkie grzechy.
Nie pot­ra­fię za­pomi­nać te­go, co złe,
umiem tyl­ko za­malo­wać to la­kierem do paznokci.
Pot­ra­fię być miła, słod­ka i namiętna,
ale gdy już łamię kości - to wszystkie.
Na każdą Twoją obelgę znajdę odpowiedź.
Roz­dra­pię każdą starą ranę i po­leję so­kiem z cytryny.
By­wam jak spis wier­szy za­kurzo­ny na strychu - bezcenna,
ale częściej jes­tem jak mucha - natrętna.
Każde swo­je prze­winienie tuszuję uśmiechem.
Tak lu­bię, gdy się złościsz, że co rusz wy­myślam no­we problemy.
I wy­bacz mi tyl­ko, że co noc, choć się śmieję, to przez smut­ne łzy.

carrie   
sty 07 2016 Napewno będzie lepiej...
Komentarze (0)

Może za często przeklinam, bywam wredna, mam cięte riposty, ale tak naprawdę wrażliwość to najbardziej dostrzegalna przez bliskich mi ludzi, cecha mojego charakteru. Chociaż wydaje się, że jestem tak okropnie silna, nie potrafię radzić sobie z najprostszymi dla innych problemami. Dostrzegam zbyt wiele rzeczy, których nie powinnam...

carrie   
sty 07 2016 Jeśli włosy po­tar­ga wiatr nadziei,...
Komentarze (0)

 

W pro­mieniu kil­ku ki­lometrów nie ma ni­kogo. Pa­nuje tu względna cisza, którą kar­mię się, łaknąc spo­koju. Drze­wa ja­kie mnie otaczają, po­rażają siłą i pięknem. Za­mykając oczy, wsłuchu­je się w rytm swe­go ser­ca. Wiatr roz­wiewa mo­je włosy, op­la­tając mnie swą niewidzialną ni­cią. Czuję jak­bym uno­siła się w cza­sop­rzes­trze­ni. Mój umysł uwal­nia się z łańcuchów. La­tam... 
Ta pot­rze­ba sa­mot­ności, ot­wiera prze­de mną bra­my do od­poczyn­ku. Wte­dy na­bieram siły na star­cie z no­wym dniem.

carrie