Archiwum maj 2016


maj 23 2016 By nie być nie­szczęśli­wym i unie­szczęśli­wiać...
Komentarze (1)

Myślę, że kiedy pos­ta­nawiamy za­kończyć coś w swoim życiu, nie po­win­niśmy z tym zwle­kać. Trze­ba to zro­bić te­raz i się nie od­wra­cać. Cza­sami to bo­li, kłuje gdzieś w bo­ku, w po­duszkę, w ser­ce, ale jeśli po­dej­miemy de­cyzję to nie możemy odkładać te­go na później.
Wiem, że to bo­li. De­cyz­je często bolą. Na­wet jeśli bez­pośred­nio nie do­tyczą nas-ra­nią in­nych,a ten ból jest do­piero moc­ny. Mu­simy wie­dzieć, że jeśli my nie będziemy szczęśli­wi nie da­my szczęścia dru­giej oso­bie dla­tego nasze szczęście po­win­no być na pier­wszym miej­scu. To nie znaczy, że liczę się tyl­ko ja, tyl­ko mo­je szczęście. Chodzi o to by być szczęśli­wym i da­wać szczęście.
Dla­tego cza­sami za­kończe­nia są pot­rzeb­ne.

carrie   
maj 23 2016 Chwile...
Komentarze (0)

Sen­ty­men­talne, zi­mowe wie­czo­ry.... Ta­kie, na które się cze­ka i ta­kie, których sta­ramy się uni­kać. Cza­sem naj­gor­szą rzeczą, jaką możemy zro­bić jest zat­rzy­manie się na mo­ment i wróce­nie, cho­ciażby myśla­mi, do te­go, za czym nap­rawdę tęskni­my... Może le­piej trochę rzadziej wy­ciągać pu­dełko ze zdjęciami. Wyszło słońce, czas żyć, aby w ko­lejną zimę znów usiąść z ka­kaem i poużalać się nad sobą trochę. Ta­ki to właśnie czas. Czas sen­ty­mentów i wspom­nień. Cza­sami nas męczy i nie da­je żyć; cza­sem wzrusza, a cza­sem po pros­tu bo­li. Każdy z nas przeżył ta­kie chwi­le, o których nig­dy nie za­pom­ni.
Nie wiem ile w tym rac­ji, praw­dy i sen­su, ale ktoś po­wie­dział kiedyś,że nie na­leży wra­cać do miej­sc, w których by­liśmy nap­rawdę szczęśli­wi...
Jes­tem pew­na, że każdy z nas ma w życiu taką osobę, której nie za­pom­ni. I nie ważne czy to był brat, chłopak, czy cho­mik.
Być może usiądziesz te­raz i będziesz próbo­wał/a przy­wołać pa­mięcią ważne dla Ciebie chwi­le. Nie przej­muj się, jeśli ob­ra­zy będą już trochę roz­ma­zane, głosy niewy­raźne, słowa niez­ro­zumiałe i mo­men­ty za­pamięta­ne niepew­nie. Może i za­pom­niałeś/aś, jak to wte­dy wyglądało. Ale nig­dy nie za­pom­nisz, jak się przy tej oso­bie czułeś/aś.

carrie   
maj 23 2016 Eee... no niech...
Komentarze (0)

Jes­tem co­raz bliżej zaszro­nionych okien, za­sypa­nego śniegiem podwórka, drzwi, które ra­dos­nym zgrzyt­nięciem klucza w zam­ku za­powiadają mo­je przy­bycie. Jes­tem bliżej kro­pelek wo­dy ob­my­wających mo­je ciało po długiej podróży, pa­ry wy­doby­waja­cej się z kub­ka obej­mo­wane­go dłońmi chłod­ny­mi na­wet la­tem, pom­ru­kiwa­nia ko­ta ocierające­go się o Two­je no­gi, gdy zer­kasz na mnie uk­radkiem. Znam to spoj­rze­nie. Nieśmiałe is­kier­ki próbujące uk­ryć się przed światem. Do­tykasz mnie ni­mi. Zry­wasz ze mnie wszys­tkie mas­ki, którym poz­wo­liłam za­domo­wić się na mo­jej twarzy. Uśmie­chasz się nieśmiało po czym zni­kasz bez słowa tak sa­mo jak się po­jawiłeś...
… Sadzam Cię za­tem na krześle stworzo­nym przez wyob­raźnię na od­ległość sto­lika od moich oczu. Zaw­sze lu­biłam zacho­wywać dys­tans, żeby móc odejść bez zbędnych tłumaczeń, gdy spot­ka­nie nie pójdzie po mo­jej myśli. A te­raz to Ty jes­teś myślą, pier­wszą i os­tatnią, chwilą za­waha­nia na początku i ra­dos­nym fig­lem przed umiejętnie zap­la­nowa­nym końcem. Ma­wiasz, że w życiu nie można ideal­nie zap­la­nować wszys­tkiego. Poz­wo­lisz jed­nak, że na chwilę wy­marzę z pa­mięci to zda­nie, dla włas­ne­go dob­ra. Wyk­reowałam w swo­jej wyob­raźni każdą se­kundę nasze­go spot­ka­nia. Krok za kro­kiem. Słowo za słowem. A Ty na przekór wszys­tkiemu de­likat­nie do­tykasz moich ust. Jed­nak miałeś rację, te­go nie zap­la­nowałam. Bańka myd­la­na pęka. A Ty stoisz o krok ode mnie ze spoj­rze­niem py­tającym o poz­wo­lenie na przek­rocze­nie gra­nicy, którą wyz­naczy­liśmy so­bie sa­mi...

carrie   
maj 23 2016 Była kiedyś zielo­na ko­per­ta. Nie...
Komentarze (0)

Była kiedyś zielona koperta, która nie umiała mówić, pot­ra­fiła słuchać, ner­wo­wa i burzli­wa, bo było w niej ty­le sa­mego siebie, że ciężarem oka­zywał się każdy dźwięk, a lękiem mil­cze­nie. Była kiedyś ko­per­ta, przy której przyśpie­szało tętno, bliższa niż niejed­na twarz, którą widzę każde­go dnia. Przy­nosiła w darze życie, które­go sma­kowała i myśli, których zaw­sze oka­zywało się zbyt wiele. Uk­ry­wała mądrość star­ca, który lękał się um­rzeć, sądząc, że nikt nie za­pali zniczy na je­go gro­bie.

Była kiedys zielona koperta, w której chłopiec zo­baczył zaszklo­ne oczy, skry­ty uśmiech, smu­tek i ciężar, który niosła dziew­czyn­ka w dziecięcym świecie marzeń i poświęce­nia. Pod­szedł do niej, zapłakał i pop­ro­sił, by zos­tała je­go przy­jaciółką, by nie od­chodziła... Chciał, by zos­tała na chwilę, na mo­ment, bo wie­dział, że ona pot­ra­fi czuć i nie ucieka od uczuć, ale wbiega pros­to pod nie. Płakał szcze­rością każdej łzy, ciesząc się, bo bar­dzo chciał poz­nać ko­goś ta­kiego, jak ona.

Była kiedyś zielona koperta, którą nie raz żeg­nałam z chus­teczką przy twarzy, us­ta drżały, ko­lana za­padły sie ku so­bie, nieco pochy­lałam głowę, mówiłam po­woli, niepew­nie, sta­ran­nie, tak, by po­między sta­ranie nie upadła choć jed­na krop­la łzy. To była ko­per­ta, w której ktoś nie chciał nieład­nie się zacho­wać, uważnie mnie słuchał, ki­wał głową, sub­telnie się uśmie­chał, cza­sem mrużył oczy, lek­ko zas­mu­cony... Pochy­lał się nad moimi słowa­mi spo­koj­ny, wy­ciszo­ny, za­duma­ny, za­pat­rzo­ny i os­trożny. Później pow­ra­cał myśla­mi do mnie i znów byłam ta­ka Krucha, słabiut­ka, tak niewin­nie sil­na, pełna de­ter­mi­nac­ji, niemal za­cięcia w sa­mej so­bie, w piąstkach cho­wałam egoizm, którym chro­niłam się przed wścib­ski­mi oczy­ma i tej jed­nej myśli, że muszę, że dla ko­goś, że za­wie­rzam samą siebie, od­trącam pra­wie to, kim chcę być, będąc dla in­nych.

Była kiedyś zielona koperta, w której byłam ćmą i mo­tylem. Wo­lałam czuć się zwyczaj­na i wys­tar­czało mi to, kim byłam. To dla in­nych chciałam wiele zro­bić, zmienić, by ich uszczęśli­wić. Ja nie mu­siałam się zmieniać, bo po co zmieniać ko­goś, ko­go się zna i jest nam z nim dob­rze? Tej ko­per­cie po­wie­rzyłam wspom­nienia, które nag­le zap­ragnęły zos­tać słowa­mi, choć od zaw­sze były ciszą, zam­kniętą w mil­cze­niu. Cza­sem szu­kały ucie­czki, bo ja uciekałam przed ni­mi...

Była kiedyś zielona koperta, która od­kry­wała po­wody, dla których lu­biła ze mną roz­ma­wiać, choć u ich pod­staw niewiele było z przy­jem­ności. Ko­per­ta nie wie­działa czym jest od­rzu­cenie, bo od zaw­sze na­leżała tyl­ko do siebie, nikt jej nie chciał. Lękała się jed­nak ut­ra­ty ak­ceptac­ji... W myślach py­tała czy is­tnieje skra­wek is­tnienia, w którym łzy są ciepłem ra­mion, a us­ta wy­mową strachu. Zak­li­nała cza­sem dnie, w których skrzydła aniołów biły po twarzy, a szep­ty na szyi oka­zywały się krzy­kiem, ucie­czką od mil­cze­nia, po­pada­niem w go­rycz i obłęd.

To po­moc­ne, że nig­dy nie poz­nałam zielo­nej ko­per­ty i że ona nie w pełni zaz­nała mnie. Cho­ciaż pa­mięta­my swo­je głosy, drżące dusze, skra­wek ra­dości na skro­ni, z którym miło byłoby się znów obudzić...

carrie   
maj 23 2016 Py­tasz mnie o naj­piękniej­szy mój...
Komentarze (0)

Było w praw­dzie w moim życiu wiele pięknych dni,…ale ten, naj­piękniej­szy to pier­wszy spa­cer z Tobą…Pa­miętasz tamtą łąkę pod la­sem? My, kwiaty, las…Ty­le traw prze­mie­rzy­liśmy ra­zem w akom­pa­niamen­cie skrzatów…Każde źdźbło tra­wy kłaniało się nam nis­ko a ru­mian­ki od­wza­jem­niały nasze uśmie­chy…A za­pachy pa­miętasz? Z każdej stro­ny wiatr niósł in­ny…za każdym ra­zem piękniej­szy aro­mat…to był właśnie mój naj­piękniej­szy dzień i naj­piękniej­szy pre­zent…Je­den, niewin­ny spa­cer a tak wiele zro­zumiałam…nau­czyłam się ty­le prawd…od­kryłam ty­le piękna…
Uwie­rzyłam, że szczęście to nie pieniądze, że piękno nie błyszczy złotem ani marką…Wszys­tko, co naj­ważniej­sze mieści się w pros­to­cie w małych, pięknych codzien­nych ges­tach,…które każdy ot­rzy­mał za dar­mo z chwilą urodze­nia…Minęło już wiele cza­su…Czas, który od­mienił całe mo­je życie…czas, w którym wszys­tkie po­ry ro­ku za­mieniłeś w kwitnącą łąkę…
Mi­mo, że cza­sem jest nam trud­no po­radzić z prob­le­mami, jes­teś obok...Trwasz na dob­re i na złe…i uśmie­chasz się jak ru­mianek pol­ny…i wschodzi słońce…

carrie   
maj 23 2016 Gwiezdny odlot
Komentarze (0)

Lam­py zgasły, zos­tały tyl­ko gwiaz­dy na niebie. Noc­ne roz­mo­wy ja­ko coś niesa­mowi­tego, noc­ne py­tania to już początek od­po­wie­dzi- za­pisa­nych w Niebie.
Na or­bi­cie marzeń nie ma ni­kogo, w to­warzys­twie myśli prze­nosi­my się w in­ny wy­miar, nig­dy nie byłam tak blis­ko gwiazd. Też to czu­jesz? To chy­ba jed­no z uniesień. Idziemy drogą mleczną, ra­zem, a nasze małe pal­ce sty­kają się de­likat­nie, dając poczu­cie bez­pie­czeństwa i nadzieję. Niewin­ny do­tyk wzbudza w nas więcej niż na­miętne no­ce.
Za­sypiamy z uśmie­chem na twarzy, lecąc w stronę światła ciem­nej no­cy.Z Ziemi próbu­jemy uchwy­cić gwiazd, z Ziemi sięga­my marzeń i ra­ju. To właśnie z Ziemi wi­dać niebo.To włas­nie na Ziemi uczy­my się kochać.

carrie   
maj 23 2016 Jest radość...jest bliskość...
Komentarze (0)

Udało mi się spoj­rze­niem ciepłym od­cza­rować mgłę w przej­rzys­tość atomów po­wiet­rza. Że widząc moją uczciwą dziś pos­tać, chmu­ry, z ociąga­niem bo z ociąga­niem, ale roz­pie­rzchły się w końcu w ciepłe pla­my na błęki­cie. Od­dały lu­diom, na­leżne nam słońce, z je­go jas­nością, która bu­duje w nas szcze­rość, chęć , siłę i spon­ta­niczność w dob­ra geście, a po­tem w sys­te­matycznej codzien­ności. Te­raz jeszcze pod­grze­wam at­mosferę, długi­mi i na­miętny­mi po­całun­ka­mi z fi­liżanką ka­wy. Niepew­ne siebie słońce doj­rzy mnie i zro­zumie, że go pożąda­my, jak się prag­nie szcze­rego przy­jaciela, jak się wie­rzy w anioła stróża, no i zos­ta­nie z na­mi kil­ka dni, strojąc Śląsk w jas­ność, ciepło, a nas wy­posażając w moc swo­jej ożyw­czej ener­gii. Dziw­ne, ale tu przyszła mi na myśl, a na­wet za­pachniała ożyw­czość żywi­cy sos­ny, której la­sy sta­nowią pożąda­ne zdro­je w różnych schorze­niach, a na pew­no są bal­sa­mem dla duszy spo­niewiera­nej życiem. Żywi­ca sos­ny od­po­wied­nio wkom­po­nowa­na i skom­po­nowa­na tworzy też proch strzel­niczy. Dziw­ne te myśli, do cze­go zmie­rzają, więc powrócę do kom­po­nowa­nia nas z zórz słonecznych, w taką mie­szankę, która wys­trze­li nas ku nam ludziom kulą be­zin­te­resow­ności, w dob­rym czy­nie, in­spi­racją przez słowo, przez uśmiech posłany bez­sze­les­tnie jed­nak, a w nim myśl, która nie jątrzy ran, a je goi i stwarza zdro­ju kli­mat. W nim zaś ra­ny już się nie rodzą, bo nikt nie ma narzędzi i nie chce i nie zna . W dłoniach ma tyl­ko pyłki kwiatów, machać umie tyl­ko jak mo­tyl, by unieść i by na­cie­szyć lot­nością. Jeszcze ty­mi dłońmi głaszcze kwiaty, błogosławi im, kiedy pod­le­wa je na­wozem ,ser­cem, wodą i szep­tem. Po­tem pow­ra­ca do człowieka, które­go zna tyl­ko z dob­re­go i sam jest je­mu tyl­ko dob­rem i przy­tula go.

carrie   
maj 23 2016 Mój jesienny poranek...
Komentarze (0)

Złota cisza otulająca mnie miękko swoim brzmieniem.
Pora, gdy świat budzi się do życia, senne ptaki rozpoczynają swoje podniebne trele.
Czas, gdy kubek kawy jest tym, co cieszy bardziej niż kilka złotych monet.
Chwila wyłącznie dla samej siebie...
Dziś zamiast kawy herbata z cytryną.
Siedzę przed monitorem, zamknięta w swoim świecie marzeń,
szczęścia i fantazji, do których nie ma wstępu nikt oprócz Ciebie.
Chciałabym tak bardzo podzielić z Tobą herbatę, podzielić z Tobą szczęście.
Tę czystą radość, która rozsadza mi pierś, mieni się srebrzyście w moich oczach,
rozbrzmiewa w cichym śmiechu.

carrie   
maj 23 2016 Minęło już trzydzieści lat...
Komentarze (0)

 W ob­liczu Bo­ga oraz wszys­tkich obec­nych przyrzekłam mu miłość i od­da­nie w cho­robie oraz zdro­wiu i nig­dy jeszcze nic nie spra­wiło mi ta­kiej sa­tys­fak­cji.
Był to, pa­miętam, naj­piękniej­szy mo­ment w moim życiu.

Minęło już trzydzieści lat i wciąż pa­miętam dokład­nie tam­ten dzień. Jes­tem być może star­sza i mądrzej­sza, przeżyłam być może od tam­tej po­ry szmat in­ne­go życia, wiem jed­nak, że kiedy na­dej­dzie w końcu mój czas, wspom­nienie te­go dnia będzie os­tatnim ob­ra­zem, ja­ki po­jawi się pod moimi po­wieka­mi. Wciąż go kocham, widzi­cie, i nig­dy nie zdjęłam z pal­ca obrączki. Przez wszys­tkie te la­ta nig­dy nie miałam ocho­ty te­go zro­bić.
Od­dycham głębo­ko, na­bierając w płuca świeżego,porannego po­wiet­rza. Cho­ciaż zmienił się świat, zmieniłam się ja, po­wiet­rze jest wciąż ta­kie sa­mo. To po­wiet­rze mo­jego dzieciństwa, po­wiet­rze moich siedem­nastych urodzin i gdy wy­puszczam je w końcu z płuc, mam zno­wu czterdzieści siedem lat. Ale to nieważne. Uśmie­cham się lek­ko, pod­nosząc wzrok ku niebu, świadoma jeszcze jed­nej rzeczy, której wam nie wy­jawiłam: swoją drogą, wierzę te­raz, iż cu­da się zdarzają.

carrie   
maj 23 2016 To już lato.
Komentarze (0)

.. Bo z czym in­nym ko­jarzy nam się la­to jeśli nie z wi­dokiem chylące­go się ku upad­ko­wi słońca ma­jaczące­go na ho­ryzon­cie kreślo­nym przez jeszcze błękit­ne niebo i złocis­ty łan zboża? Oraz z tym za­pachem, który po­zos­ta­je i to­warzyszy nam na­dal tuż przed snem? Bo z czym in­nym ko­jarzą się wa­kac­je, jak nie z tym, że można podzi­wiać ten wi­dok codzien­nie, nie spiesząc się, nie mar­twiąc o lep­sze jut­ro? Słońce również się nie spie­szy. Zwle­ka jak najdłużej, aby pożeg­nać dzień. La­tem noc jest krótsza, gdyż cała przy­roda rwie się do życia i nie po­siada aż ty­le sil­nej wo­li, aby cze­kać dłużej na chwilę, gdy na­dej­dzie brzask.

carrie   
maj 23 2016 Po prostu żyć...
Komentarze (0)

Chcę żyć tak, abym po la­tach spoglądając w lus­tro, z czys­tym su­mieniem wiedząc, że ni­komu nie zro­biłam krzyw­dy, mogła po­wie­dzieć: "Przynajmniej się nie nudziłam, przy­naj­mniej próbowałam..."

carrie   
maj 23 2016 Jak wygląda szczęście?
Komentarze (0)

Dla jed­nych to pro­mień słońca w pochmur­ny dzień, dla in­nych to błękit­ne niebo ran­kiem, dla jeszcze in­nych to ciep­le la­to po mroźnej zi­mie.. A dla mnie? Dla mnie szczęście to Ty.. Twój uśmiech, Two­ja obec­ność, świado­mości ze zaw­sze będziesz.. Dla mnie nic nie znaczą pro­mienie słońca, błękit­ne niebo, ciep­le la­to gdy nie ma Ciebie. Bądź zaw­sze. Bądź moim szczęściem..

carrie   
maj 23 2016 Mgnienie wiosny.
Komentarze (0)

Poranne słońce świeciło prosto na grządkę żonkili , patrząc na nie, miało się wrażenie, że kwiaty płoną. Przesunęło się powoli po bluszczu, niebieskim powojniku i barwinku. Zatrzymało się dłużej na winorośli, której drobne pączki otwarły się, ukazując malutkie, bardzo piękne, delikatne i blade listeczki. Na gałązce pojawił się naprzód jeden idealnie uformowany, po nim kolejne dwa, a potem nastąpił nagły wzrost. Całość utuliła miękka zielona mgiełka, wśród której wystrzeliły kiście maleńkich kwiatów o delikatnym zapachu. Promienie zajaśniały, na białej puszystej kulce rosnącej w żółtej plątaninie mleczy, którymi zielona trawa usiana niczym niebo gwiazdami na dziecięcym rysunku. Wiatr dmuchnąwszy posłał w dal chmurkę puchowych parasoli. Pofrunęły one w stronę niewielkiej srebrzącej się rzeki, nad którą rosnące drzewa w blasku słońca miały liście lśniące jak monety. Wysoko w górze, skowronek wyśpiewywał radosny hymn wiosenny. Podziwiając piękno tego poranka , powoli oczyszczała swój umysł z przykrych wspomnień.

carrie   
maj 23 2016 Jut­ro także będziesz dla mnie naj­ważniej­szy....
Komentarze (0)

Mieć świado­mość, że po la­tach, kiedy... Prze­minie uro­da, zma­leje po­ciąg fi­zyczny, poz­na­my par­tne­ra na wy­lot; na­dal będzie się dla ko­goś naj­ważniej­szym. I seks nie sta­nie się tyl­ko małżeńskim obo­wiązkiem, a miłość przyz­wycza­jeniem, czy też zwykłą chęcią stałości. Mieć świado­mość, że je­sienią życia na­dal ma się ko­goś, na kim można po­legać. Ko­go wciąż będzie in­te­reso­wało, co myślisz, czu­jesz... Wszakże w związku nie można og­ra­niczyć świata do tu i te­raz. Bo jest też jut­ro, które również po­win­no no­sić Two­je imię.

carrie   
maj 23 2016 W połowie drogi...
Komentarze (0)

Tam się spot­ka­li i tam na­lezało się roz­stać. Choć z gra­nicy nie zos­tało juz pra­wie nic, była cien­ka niczym pa­jecza sieć i jak pajęcza sieć oka­zała się moc­na. Pra­wie niewidzial­na, zat­rzy­mywała jed­nak sku­teczniej niz naj­grub­szy mur. Wiele ra­zy niczym niele­gal­ni emig­ranci przek­racza­li ją oszu­kując jej gęsto tka­ne ni­ci, wie­dzieli co jest po dru­giej stro­nie. Po­kusa była og­romna, jed­nak nikt nie mogł tam zos­tać na zaw­sze. Po żad­nej stro­nie gra­nicy nie było miej­sca dla nich oboj­ga. Fik­cyjna gra­nica, fik­cyjna połowa dro­gi. Fa­tamor­ga­na. Zacza­rowa­ny ląd po­jawiaja­cy się tam gdzie się spo­tyka­li, tam gdzie emoc­je i pożąda­nie tworzyły ma­giczną at­mosferę wol­ności. Zacza­rowa­na łąka, za­gubiona pośród lasów, ob­la­na słońcem. Fan­tazja wie­działa juz , że Marze­nie nig­dy się nie spełni. A jed­nak od­dała sie Marze­niu bez chwi­li zas­ta­nowienia, wchłone­li się nawza­jem, prze­nik­ne­li i wróci­li. W Marze­niu znów po­zos­tała od­ro­bina Fan­tazji a Fan­tazja znów miała w so­bie od­ro­binę Marze­nia. Odeszli do swoich światów...

carrie