Komentarze (0)
Są obietnice święte i te dla świętego spokoju. Na te drugie kichaj z całego przeziębionego serca, bo to tak jakby ktoś chciał Twoim zaufaniem wysmarkać sobie nos.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
Są obietnice święte i te dla świętego spokoju. Na te drugie kichaj z całego przeziębionego serca, bo to tak jakby ktoś chciał Twoim zaufaniem wysmarkać sobie nos.
Ono po prostu jest. To nas napędza.
Nie da się uciec. Trzeba je zapchać głęboko w sobie. Wsadzić w tą całą ciemność, do której nie zaglądamy. Wsadzić tam głęboko i trzymać.
Nie wiem po co i czemu to służy. Ale im głębiej to zło upycham w sobie, odruchowo więcej dobra wyczuwam na powierzchni. Im głębiej to zło we mnie siedzi, tym mocniej pragnę czynić dobro dookoła. I nie wiem, czy to sekret, czy tajemnica, czy człowiek z czasem uczy się żyć z tym dualizmem, który w nim siedzi. Uczy się wykorzystywać to wszystko i sterować złem, które ma pod skórą.
Szczęście, jakże piękne to słowo. Któż z nas nie pragnąłby być szczęśliwym? Ciągle czegoś chcemy, oczekujemy, za czymś gonimy. I znów jesteśmy w tym samym miejscu. Pytamy, dokąd tak będzie? Kolejny ciuszek, mebel, samochód, są tylko chwilowym zadowoleniem, a my dalej czujemy niedosyt.
Ludzie opętani manią posiadania, nigdy nie będą szczęśliwi. Zawsze będzie ktoś lepszy, bogatszy, ładniejszy, szczęśliwszy. Stąd tyle w ludziach złości, zazdrości, rozgoryczenia. Mijają lata, jest dom, stanowisko, gruby portfel, a w sercu piekąca pustka. Ignorujemy to, co nosimy w sobie: stres, niepokój, napięcie, a one niszczą nas, nie pozwalając być szczęśliwymi. Pieniądz jest potrzebny i ułatwia życie, ale nigdy nie kupimy za niego szczęścia. Ilu to sławnych, bogatych ludzi czuje się nieszczęśliwymi, uprzedmiotowionymi, ogołoconymi z własnego ja.
Szczęście, to również wniknięcie w głąb siebie, odkrycie własnych pragnień, rozmowa z duszą, emocjami. To też zastanowienie się, dokąd idziemy i po co żyjemy? W milczeniu i głębokiej ciszy usłyszymy głos Boga, który może dać prawdziwe szczęście i uczynić życie bardziej sensowne i pożyteczne.
Wszyscy ze wszystkimi: sosny szepczą z morzem,
świerszcze z galaktykami, klacze z wiatrem południowo-wschodnim,
morska bryza z tym, co w niej milknie, chmury — ze wszystkim co lata.
A człowiek, niebaczny, wciąż tylko mówi do samego siebie.
Co mówi złoto do kryształku jodu? Co chce ważka przekazać bykowi?
O czym liczby rozprawiają z niebem? O czym muzyka z nocą?
Wszyscy jesteśmy cząstkami jednej tajemnicy.
A człowiek, niebaczny, wciąż tylko mówi do samego siebie.
Miłość znajdujemy w tych najmniejszych rzeczach. W tym jak pomaga nakładać Ci kurtkę i poprawia czapkę i szalik tak, żebyś nie marzła. Trzyma Cię za rękę i chodzi z Tobą na zakupy pomimo, że tego nie lubi. Zawsze znajdzie dla Ciebie czas. Nawet po 40 latach waszego małżeństwa to Ty będziesz dla niego tą najważniejszą i jedyną. Miłość znajdujemy w tych małych słówkach : "Dobrze, że jesteś, potrzebuję Ciebie, martwię się o Ciebie, uważaj na siebie, Tęsknię". Miłość to niekoniecznie kwiatki i czekoladki. To nie "wielka miłość" przez dwa miesiące, a potem tylko przyzwyczajenie.
Myślę, że kiedy postanawiamy zakończyć coś w swoim życiu, nie powinniśmy z tym zwlekać. Trzeba to zrobić teraz i się nie odwracać. Czasami to boli, kłuje gdzieś w boku, w poduszkę, w serce, ale jeśli podejmiemy decyzję to nie możemy odkładać tego na później.
Wiem, że to boli. Decyzje często bolą. Nawet jeśli bezpośrednio nie dotyczą nas-ranią innych,a ten ból jest dopiero mocny. Musimy wiedzieć, że jeśli my nie będziemy szczęśliwi nie damy szczęścia drugiej osobie dlatego nasze szczęście powinno być na pierwszym miejscu. To nie znaczy, że liczę się tylko ja, tylko moje szczęście. Chodzi o to by być szczęśliwym i dawać szczęście.
Dlatego czasami zakończenia są potrzebne.
Sentymentalne, zimowe wieczory.... Takie, na które się czeka i takie, których staramy się unikać. Czasem najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić jest zatrzymanie się na moment i wrócenie, chociażby myślami, do tego, za czym naprawdę tęsknimy... Może lepiej trochę rzadziej wyciągać pudełko ze zdjęciami. Wyszło słońce, czas żyć, aby w kolejną zimę znów usiąść z kakaem i poużalać się nad sobą trochę. Taki to właśnie czas. Czas sentymentów i wspomnień. Czasami nas męczy i nie daje żyć; czasem wzrusza, a czasem po prostu boli. Każdy z nas przeżył takie chwile, o których nigdy nie zapomni.
Nie wiem ile w tym racji, prawdy i sensu, ale ktoś powiedział kiedyś,że nie należy wracać do miejsc, w których byliśmy naprawdę szczęśliwi...
Jestem pewna, że każdy z nas ma w życiu taką osobę, której nie zapomni. I nie ważne czy to był brat, chłopak, czy chomik.
Być może usiądziesz teraz i będziesz próbował/a przywołać pamięcią ważne dla Ciebie chwile. Nie przejmuj się, jeśli obrazy będą już trochę rozmazane, głosy niewyraźne, słowa niezrozumiałe i momenty zapamiętane niepewnie. Może i zapomniałeś/aś, jak to wtedy wyglądało. Ale nigdy nie zapomnisz, jak się przy tej osobie czułeś/aś.
Jestem coraz bliżej zaszronionych okien, zasypanego śniegiem podwórka, drzwi, które radosnym zgrzytnięciem klucza w zamku zapowiadają moje przybycie. Jestem bliżej kropelek wody obmywających moje ciało po długiej podróży, pary wydobywajacej się z kubka obejmowanego dłońmi chłodnymi nawet latem, pomrukiwania kota ocierającego się o Twoje nogi, gdy zerkasz na mnie ukradkiem. Znam to spojrzenie. Nieśmiałe iskierki próbujące ukryć się przed światem. Dotykasz mnie nimi. Zrywasz ze mnie wszystkie maski, którym pozwoliłam zadomowić się na mojej twarzy. Uśmiechasz się nieśmiało po czym znikasz bez słowa tak samo jak się pojawiłeś...
… Sadzam Cię zatem na krześle stworzonym przez wyobraźnię na odległość stolika od moich oczu. Zawsze lubiłam zachowywać dystans, żeby móc odejść bez zbędnych tłumaczeń, gdy spotkanie nie pójdzie po mojej myśli. A teraz to Ty jesteś myślą, pierwszą i ostatnią, chwilą zawahania na początku i radosnym figlem przed umiejętnie zaplanowanym końcem. Mawiasz, że w życiu nie można idealnie zaplanować wszystkiego. Pozwolisz jednak, że na chwilę wymarzę z pamięci to zdanie, dla własnego dobra. Wykreowałam w swojej wyobraźni każdą sekundę naszego spotkania. Krok za krokiem. Słowo za słowem. A Ty na przekór wszystkiemu delikatnie dotykasz moich ust. Jednak miałeś rację, tego nie zaplanowałam. Bańka mydlana pęka. A Ty stoisz o krok ode mnie ze spojrzeniem pytającym o pozwolenie na przekroczenie granicy, którą wyznaczyliśmy sobie sami...
Była kiedyś zielona koperta, która nie umiała mówić, potrafiła słuchać, nerwowa i burzliwa, bo było w niej tyle samego siebie, że ciężarem okazywał się każdy dźwięk, a lękiem milczenie. Była kiedyś koperta, przy której przyśpieszało tętno, bliższa niż niejedna twarz, którą widzę każdego dnia. Przynosiła w darze życie, którego smakowała i myśli, których zawsze okazywało się zbyt wiele. Ukrywała mądrość starca, który lękał się umrzeć, sądząc, że nikt nie zapali zniczy na jego grobie.
Była kiedys zielona koperta, w której chłopiec zobaczył zaszklone oczy, skryty uśmiech, smutek i ciężar, który niosła dziewczynka w dziecięcym świecie marzeń i poświęcenia. Podszedł do niej, zapłakał i poprosił, by została jego przyjaciółką, by nie odchodziła... Chciał, by została na chwilę, na moment, bo wiedział, że ona potrafi czuć i nie ucieka od uczuć, ale wbiega prosto pod nie. Płakał szczerością każdej łzy, ciesząc się, bo bardzo chciał poznać kogoś takiego, jak ona.
Była kiedyś zielona koperta, którą nie raz żegnałam z chusteczką przy twarzy, usta drżały, kolana zapadły sie ku sobie, nieco pochylałam głowę, mówiłam powoli, niepewnie, starannie, tak, by pomiędzy staranie nie upadła choć jedna kropla łzy. To była koperta, w której ktoś nie chciał nieładnie się zachować, uważnie mnie słuchał, kiwał głową, subtelnie się uśmiechał, czasem mrużył oczy, lekko zasmucony... Pochylał się nad moimi słowami spokojny, wyciszony, zadumany, zapatrzony i ostrożny. Później powracał myślami do mnie i znów byłam taka Krucha, słabiutka, tak niewinnie silna, pełna determinacji, niemal zacięcia w samej sobie, w piąstkach chowałam egoizm, którym chroniłam się przed wścibskimi oczyma i tej jednej myśli, że muszę, że dla kogoś, że zawierzam samą siebie, odtrącam prawie to, kim chcę być, będąc dla innych.
Była kiedyś zielona koperta, w której byłam ćmą i motylem. Wolałam czuć się zwyczajna i wystarczało mi to, kim byłam. To dla innych chciałam wiele zrobić, zmienić, by ich uszczęśliwić. Ja nie musiałam się zmieniać, bo po co zmieniać kogoś, kogo się zna i jest nam z nim dobrze? Tej kopercie powierzyłam wspomnienia, które nagle zapragnęły zostać słowami, choć od zawsze były ciszą, zamkniętą w milczeniu. Czasem szukały ucieczki, bo ja uciekałam przed nimi...
Była kiedyś zielona koperta, która odkrywała powody, dla których lubiła ze mną rozmawiać, choć u ich podstaw niewiele było z przyjemności. Koperta nie wiedziała czym jest odrzucenie, bo od zawsze należała tylko do siebie, nikt jej nie chciał. Lękała się jednak utraty akceptacji... W myślach pytała czy istnieje skrawek istnienia, w którym łzy są ciepłem ramion, a usta wymową strachu. Zaklinała czasem dnie, w których skrzydła aniołów biły po twarzy, a szepty na szyi okazywały się krzykiem, ucieczką od milczenia, popadaniem w gorycz i obłęd.
To pomocne, że nigdy nie poznałam zielonej koperty i że ona nie w pełni zaznała mnie. Chociaż pamiętamy swoje głosy, drżące dusze, skrawek radości na skroni, z którym miło byłoby się znów obudzić...
Było w prawdzie w moim życiu wiele pięknych dni,…ale ten, najpiękniejszy to pierwszy spacer z Tobą…Pamiętasz tamtą łąkę pod lasem? My, kwiaty, las…Tyle traw przemierzyliśmy razem w akompaniamencie skrzatów…Każde źdźbło trawy kłaniało się nam nisko a rumianki odwzajemniały nasze uśmiechy…A zapachy pamiętasz? Z każdej strony wiatr niósł inny…za każdym razem piękniejszy aromat…to był właśnie mój najpiękniejszy dzień i najpiękniejszy prezent…Jeden, niewinny spacer a tak wiele zrozumiałam…nauczyłam się tyle prawd…odkryłam tyle piękna…
Uwierzyłam, że szczęście to nie pieniądze, że piękno nie błyszczy złotem ani marką…Wszystko, co najważniejsze mieści się w prostocie w małych, pięknych codziennych gestach,…które każdy otrzymał za darmo z chwilą urodzenia…Minęło już wiele czasu…Czas, który odmienił całe moje życie…czas, w którym wszystkie pory roku zamieniłeś w kwitnącą łąkę…
Mimo, że czasem jest nam trudno poradzić z problemami, jesteś obok...Trwasz na dobre i na złe…i uśmiechasz się jak rumianek polny…i wschodzi słońce…
Lampy zgasły, zostały tylko gwiazdy na niebie. Nocne rozmowy jako coś niesamowitego, nocne pytania to już początek odpowiedzi- zapisanych w Niebie.
Na orbicie marzeń nie ma nikogo, w towarzystwie myśli przenosimy się w inny wymiar, nigdy nie byłam tak blisko gwiazd. Też to czujesz? To chyba jedno z uniesień. Idziemy drogą mleczną, razem, a nasze małe palce stykają się delikatnie, dając poczucie bezpieczeństwa i nadzieję. Niewinny dotyk wzbudza w nas więcej niż namiętne noce.
Zasypiamy z uśmiechem na twarzy, lecąc w stronę światła ciemnej nocy.Z Ziemi próbujemy uchwycić gwiazd, z Ziemi sięgamy marzeń i raju. To właśnie z Ziemi widać niebo.To własnie na Ziemi uczymy się kochać.
Udało mi się spojrzeniem ciepłym odczarować mgłę w przejrzystość atomów powietrza. Że widząc moją uczciwą dziś postać, chmury, z ociąganiem bo z ociąganiem, ale rozpierzchły się w końcu w ciepłe plamy na błękicie. Oddały ludiom, należne nam słońce, z jego jasnością, która buduje w nas szczerość, chęć , siłę i spontaniczność w dobra geście, a potem w systematycznej codzienności. Teraz jeszcze podgrzewam atmosferę, długimi i namiętnymi pocałunkami z filiżanką kawy. Niepewne siebie słońce dojrzy mnie i zrozumie, że go pożądamy, jak się pragnie szczerego przyjaciela, jak się wierzy w anioła stróża, no i zostanie z nami kilka dni, strojąc Śląsk w jasność, ciepło, a nas wyposażając w moc swojej ożywczej energii. Dziwne, ale tu przyszła mi na myśl, a nawet zapachniała ożywczość żywicy sosny, której lasy stanowią pożądane zdroje w różnych schorzeniach, a na pewno są balsamem dla duszy sponiewieranej życiem. Żywica sosny odpowiednio wkomponowana i skomponowana tworzy też proch strzelniczy. Dziwne te myśli, do czego zmierzają, więc powrócę do komponowania nas z zórz słonecznych, w taką mieszankę, która wystrzeli nas ku nam ludziom kulą bezinteresowności, w dobrym czynie, inspiracją przez słowo, przez uśmiech posłany bezszelestnie jednak, a w nim myśl, która nie jątrzy ran, a je goi i stwarza zdroju klimat. W nim zaś rany już się nie rodzą, bo nikt nie ma narzędzi i nie chce i nie zna . W dłoniach ma tylko pyłki kwiatów, machać umie tylko jak motyl, by unieść i by nacieszyć lotnością. Jeszcze tymi dłońmi głaszcze kwiaty, błogosławi im, kiedy podlewa je nawozem ,sercem, wodą i szeptem. Potem powraca do człowieka, którego zna tylko z dobrego i sam jest jemu tylko dobrem i przytula go.
Złota cisza otulająca mnie miękko swoim brzmieniem.
Pora, gdy świat budzi się do życia, senne ptaki rozpoczynają swoje podniebne trele.
Czas, gdy kubek kawy jest tym, co cieszy bardziej niż kilka złotych monet.
Chwila wyłącznie dla samej siebie...
Dziś zamiast kawy herbata z cytryną.
Siedzę przed monitorem, zamknięta w swoim świecie marzeń,
szczęścia i fantazji, do których nie ma wstępu nikt oprócz Ciebie.
Chciałabym tak bardzo podzielić z Tobą herbatę, podzielić z Tobą szczęście.
Tę czystą radość, która rozsadza mi pierś, mieni się srebrzyście w moich oczach,
rozbrzmiewa w cichym śmiechu.
W obliczu Boga oraz wszystkich obecnych przyrzekłam mu miłość i oddanie w chorobie oraz zdrowiu i nigdy jeszcze nic nie sprawiło mi takiej satysfakcji.
Był to, pamiętam, najpiękniejszy moment w moim życiu.
Minęło już trzydzieści lat i wciąż pamiętam dokładnie tamten dzień. Jestem być może starsza i mądrzejsza, przeżyłam być może od tamtej pory szmat innego życia, wiem jednak, że kiedy nadejdzie w końcu mój czas, wspomnienie tego dnia będzie ostatnim obrazem, jaki pojawi się pod moimi powiekami. Wciąż go kocham, widzicie, i nigdy nie zdjęłam z palca obrączki. Przez wszystkie te lata nigdy nie miałam ochoty tego zrobić.
Oddycham głęboko, nabierając w płuca świeżego,porannego powietrza. Chociaż zmienił się świat, zmieniłam się ja, powietrze jest wciąż takie samo. To powietrze mojego dzieciństwa, powietrze moich siedemnastych urodzin i gdy wypuszczam je w końcu z płuc, mam znowu czterdzieści siedem lat. Ale to nieważne. Uśmiecham się lekko, podnosząc wzrok ku niebu, świadoma jeszcze jednej rzeczy, której wam nie wyjawiłam: swoją drogą, wierzę teraz, iż cuda się zdarzają.
.. Bo z czym innym kojarzy nam się lato jeśli nie z widokiem chylącego się ku upadkowi słońca majaczącego na horyzoncie kreślonym przez jeszcze błękitne niebo i złocisty łan zboża? Oraz z tym zapachem, który pozostaje i towarzyszy nam nadal tuż przed snem? Bo z czym innym kojarzą się wakacje, jak nie z tym, że można podziwiać ten widok codziennie, nie spiesząc się, nie martwiąc o lepsze jutro? Słońce również się nie spieszy. Zwleka jak najdłużej, aby pożegnać dzień. Latem noc jest krótsza, gdyż cała przyroda rwie się do życia i nie posiada aż tyle silnej woli, aby czekać dłużej na chwilę, gdy nadejdzie brzask.